Ostatnia podróż – bajka terapeutyczna

Tytułem wprowadzenia
Pomimo rozwoju kultury i cywilizacji, śmierć jest zjawiskiem, które nadal budzi w ludziach niepokój. Odejście bliskiej osoby wiąże się często z żałobą i niezrozumieniem. Dlatego też, kiedy na zajęciach z bajkoterapii mieliśmy napisać bajkę, stwierdziliśmy, że będzie to ciekawy, choć trudny do zrealizowania pomysł. Jednak wspólnymi siłami stworzyliśmy tekst, który być może będzie mógł pomóc osobom mierzącym się ze śmiercią bliskich lub pomoże im oswoić się z tym zjawiskiem.
Magdalena Misiak, Jakub Paczula, Ligia Skrzypczak

 

Ostatnia podróż

Słońce chyliło się ku zachodowi. Przyjemny wietrzyk muskał policzki Tadzia, który wraz z babcią wędrował brzegiem morza. Choć lubił te popołudniowe spacery, dziś nie miał nastroju. Po morzu pływały statki przywodzące mu na myśl niedawno minione wakacje. Powrót do szkoły nie należał do najłatwiejszych. Tadzio, jako czwartoklasista, musiał zmierzyć się teraz z nowymi obowiązkami. Nowi nauczyciele, przedmioty i zadania… A te ostatnie sprawiały mu dziś sporo trudności. Miał bowiem napisać wypracowanie. I choć lubił pisać, tak praca ta należała do wyjątków.

— Może pójdziemy na lody? — zaproponowała babcia.

Tadzio pokiwał przecząco głową i wbił wzrok w piaszczystą plażę.

— Mają tutaj twoje ulubione – porzeczkowe  — ciągnęła dalej babcia.

Chłopiec wzruszył tylko ramionami. Nic nie odpowiedział. Babcia zauważyła, że coś jest nie tak. Pogodny, zawsze chętny do rozmowy chłopiec był dzisiaj markotny i niechętnie z nią rozmawiał. Zaniepokojona tym faktem, wzięła go pod ramię.

—  Tutaj nikogo nie ma, usiądźmy —  powiedziała i usadowiła się na piasku.

— Coś cię trapi, prawda? —  spytała z zaniepokojeniem w głosie. Chłopiec nie patrzył w jej stronę, ciągle wbijał wzrok w ziemię. Przez chwilę panowała cisza. Dało słyszeć się jedynie szum fal, dźwięk mew i głosy ludzi pracujących przy statkach. Babcia nie naciskała. Po czasie Tadzio zdecydował się podzielić z nią swoimi przemyśleniami.

— Mam napisać wypracowanie  — wyjąkał nieśmiało.

— Zawsze uwielbiałeś pisać!

— Tylko tym razem mam opisać wakacje, a kiedy o nich myślę jest mi smutno. Spędziłem je przecież z dziadkiem, a teraz go tu nie ma.

Babcia westchnęła. Po śmierci dziadka nikomu nie było łatwo. Każdy próbował radzić sobie na swój sposób, jednak niechętnie o tym rozmawiano.

— Widzisz te wszystkie statki? —  spytała babcia, wskazując na bezkres wody. Na morzu pływało mnóstwo statków. Te w oddali wyglądały na bardzo małe, były prawie niewidoczne. Każdy z nich był do siebie podobny, a na tych przypływających bliżej, dało się zobaczyć więcej szczegółów. Na każdym z nich napisane było imię – wszystkie statki jakoś się nazywały.
— Życie jest trochę jak pływanie statkiem –  Tadzio popatrzył na babcię, nie rozumiejąc jej słów. Ta jednak wpatrywała się w morze i kontynuowała.  — Nowo wybudowane statki zanim udadzą się w swój pierwszy rejs, przechodzą ceremonię nadania imienia. Na morzu panuje przesąd, że statki bez imienia przynoszą pecha. Imię nadają im rodzice chrzestni, którzy doglądają statek i jego załogę.
— Podobnie jak rodzice nadają imię dziecku! – niemal wykrzykując, odrzekł Tadzio
—  W rzeczy samej —  babcia uśmiechnęła się promieniście. — Każdy statek ma swojego kapitana, z którym wiąże się na całe życie. To on decyduje o wszystkim co dzieje się na statku, włącznie z tym gdzie i po co płynie oraz jak wielką załogę posiada.
— A można pływać bez załogi? – zapytał Tadzio
—  Można, jeśli statek jest do tego przystosowany. Jednak musi być gotów stawić czoła wzburzonemu morzu i sztormom. Czasem płynie z wiatrem, czasem pod wiatr, a do tego kapitan powinien pamiętać o konserwacji statku. Jeśli o niego nie dba, statek nie będzie w pełni wykorzystywał swoich możliwości. Z załogą jest prościej, ale nie dla wszystkich jest to wymarzona podróż.
— Czemu mi o tym opowiadasz? –  słońce powoli chyliło się ku zachodowi, a niebo robiło się coraz ciemniejsze. Powietrze przeszywał chłodny wiatr idący od morza. Część statków, które widniały gdzieś w oddali, spływała do portów, a część zniknęła zupełnie z pola widzenia. Babcia wskazała na nie.
— Widzisz Tadziu, nawet najlepiej konserwowany statek nie jest w stanie pływać wiecznie. Nadchodzi taki moment w życiu kapitana, że odbywa ostatnią podróż wraz ze swoim statkiem. Wypływają hen za horyzont, tam gdzie ludzki wzrok nie sięga…
— A co z załogą?
— W taką podróż wyrusza się samemu.
—  I kiedy taka podróż nadchodzi? —  pytał dalej Tadzio. Babcia zamyśliła się.
—  To pytanie, na którą nie ma odpowiedzi. Ludzie czasem wypływają i nie wiedzą, że to ich ostatnia podróż.
—  To smutne –  westchnął chłopczyk.
— Bardzo – również westchnęła babcia i na krótką chwilę zapanowała głęboka cisza, taka, której nawet wiatr nie śmiał przerywać. Nawet morze wydawało się cichsze.
— Jednak pamięć o nich zostaje. Bardzo często nowe statki otrzymują imiona po tych starych, tak, by pamięć o nich nie zginęła. —  Babcia spojrzała na Tadzia. —  Wiesz, że masz tak samo na imię jak dziadek? — Tadzio pokiwał twierdząco głową.
—  Ważne by o nich nie zapominać i pielęgnować pamięć o nich.
—  O statkach?
—  Też.

Słońce już praktycznie zaszło – nieco wzburzone morze mieniło się złotym kolorem, niebo natomiast przybrało piękną, różowawą barwę. W tym momencie niewiele statków pozostawało na powierzchni wody. Znaczna większość z nich już zbliżała się do wybrzeża po drugiej stronie, by odpocząć w okolicznym porcie. Niektóre z nich nadal pływały i wędrowały wraz z falami, lecz i one musiały kiedyś gdzieś dotrzeć. Morskie rejsy nie trwają wiecznie – każdy ostatecznie dopływa do brzegu. Gdyby ktoś wtedy był na plaży, zobaczyłby małego chłopca i jego babcię, jak pozostają w objęciu. I owego uważnego widza ten widok na pewno by rozczulił. Na wybrzeżu zaczynało być zimno, nadchodził w końcu wieczór. Dwójka postaci jeszcze jednak na razie nigdzie się nie ruszała. Długo siedzieli w milczeniu, a w oddali słyszalny był jedynie uspokajający szum morskich fal oraz krzyki mew.

— Babciu, wiesz… – Tadzio zaczął rozmowę.

— Hmm? – odchrząknęła babcia, jakby wyrwana ze stanu nieświadomości.

— Ja jednak napiszę to wypracowanie. I chyba nawet wiem, jak je nazwę.

— No jak, Tadziu? – spytała babcia

— „Ostatnia podróż”. No i będzie o tych wszystkich statkach, co pływają na morzu. Chciałbym je jakoś móc zapamiętać.

Na twarzy chłopczyka można było zauważyć, jak maluje się nikły uśmiech, który oznaczał ulgę. Babcia również go dostrzegła. Niezwykle była z wnuka dumna. Przytuliła go w tym momencie jeszcze mocniej. Bardzo przypominał jej jej męża, gdy go dopiero poznała. Tadziu miał po dziadku piękne, duże oczęta… no i temperament.

— To będzie na pewno najlepsze wypracowanie – powiedziała kobieta, a Tadzio nieśmiało jej przytaknął. Powiedziała w końcu:

— Wiesz co, jeśli się pospieszymy, to nadal zdążymy zjeść lody porzeczkowe. Może nawet i ja się skuszę!

  1. K.L. at 12:11

    Ciekawa metafora. Bardzo trafna, minusem jest tylko to, że bajka jest tak krótka.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *