Recenzja książki Diany Gulińskiej-Grzeluszka „Muzykoterapia dzieci agresywnych” wydanej nakładem Wydawnictwa Akademii Humanistyczno-Ekonomicznej w Łodzi w 2009 roku.
Muszę przyznać, że pojawienie się na rynku wydawniczym tytułu odnoszącego się do zastosowania muzykoterapii w pracy z osobami agresywnymi przyjąłem z wielką radością. Jest to tematyka istotna, a niestety niezwykle rzadko w Polsce poruszana.
Autorka oparła swój program muzykoterapii na metodzie Mobilnej Rekreacji Muzycznej (MRM) dr. Macieja Kieryła. Zajęcia prowadzone tą metodą są bardzo przystępne i relatywnie łatwe w realizacji nawet dla osoby bez większego doświadczenia w zakresie terapii muzycznych. Powoduje to, że stają się uniwersalne.
Publikacja składa się z 8 rozdziałów przybliżających zjawisko agresji, pokazujących rodzinę jako jeden z możliwych czynników sprzyjających powstawaniu zachowań agresywnych, charakterystykę dzieci w młodszym wieku szkolnym, muzykoterapię jako czynnik poprawy jakości życia, MRM jako oryginalna forma muzykoterapii wychowawczej, metodologiczne podstawy badań własnych oraz opis i analizę zachowań dzieci uczestniczących w eksperymencie.
Należy przyznać, że układ rozdziałów sprawia wrażenie przemyślanego i nie budzi zastrzeżeń. Niestety gorzej jest z zawartością. Już sam tytuł „Muzykoterapia dzieci agresywnych” wydaje się nieadekwatny do zawartości książki. Sugeruje bowiem, że Autorka dokonuje przeglądu różnych form muzykoterapii stosowanych w pracy dziećmi z takimi problemami, co nie jest w tym przypadku prawdą. Zdecydowanie bardziej uczciwe byłoby zatytułowanie jej np. „Metoda MRM w terapii dzieci agresywnych”.
Książka jest pierwszą w Polsce publikacją zwartą odnoszącą się do tematyki muzykoterapii w pracy z dziećmi agresywnymi, co jest w takim samym stopniu zaszczytem, jak i braniem wielkiego ciężaru odpowiedzialność za kreowanie, kształtowanie wizji pracy z tak wymagającym rodzajem klienta. Powinna zatem sprostać roli wzorca, punktu odniesienia dla kolejnych osób podejmujących się takich działań. Wysokie wymagania merytoryczne odnośnie zawartości książki wynikają dodatkowo z faktu, że jest ona publikacją rozprawy doktorskiej Autorki, napisanej, a przede wszystkim obronionej na Uniwersytecie Wrocławskim pod kierownictwem prof. Wity Szulc (która tutaj występuje w roli recenzenta).
Zwykle sięgając po nową pozycję zaczynam od przejrzenia dwóch jej elementów: spisu treści (przedstawionego powyżej) oraz wykazu piśmiennictwa. I właśnie lista publikacji, do których Autorka sięgała w czasie pisania pracy od razu okazała się dla mnie wielkim zaskoczeniem. Otóż próżno tam szukać publikacji obcojęzycznych odnoszących się do problematyki podejmowanej przez Autorkę. A przecież jest co najmniej kilkanaście artykułów, do których sięgnięcie wydaje się być wręcz obligatoryjne dla osób poruszających tą problematykę. W bardzo interesujący sposób o działaniach muzykoterapeutycznych w pracy z osobami agresywnymi piszą przecież m.in. Giocobbe & Graham (1978); Stratton & Zalanowski (1997); Steel e(1968); Thaut (1989); Duerksen (1967); Giles, Cogan, Cox (1991); Steele, Vaughan, Dolan (1976). Co więcej, niezwykle dziwi, że w bibliografii nie zaistniała – nagrodzona w 1997 roku przez redakcję Psychoterapii – publikacja autorstwa Małgorzaty Kopacz pt. „Wpływ muzykoterapii na obniżenie poziomu agresji u dorastającej młodzieży”. Dziwi tym bardziej, że jest to jeden z niewielu artykułów wydanych w Polsce, a odnoszących się stricte do problematyki stosowania muzykoterapii w redukcji agresji.
W części teoretycznej razi brak przestrzegania zasad poprawności naukowej. Jednym z najgorzej napisanych fragmentów publikacji jest – co zupełnie zadziwia – rozdział, który powinien być najważniejszy (4.2 „Terapeutyczne zastosowanie muzyki w pracy z dziećmi przejawiającymi zachowania agresywne”). Autorka często wygłasza własne, niczym nie poparte poglądy, posługując się przy tym rażąco błędną argumentacją, która nie ma nic wspólnego z zasadami pisania prac naukowych.
Na poparcie swoich słów pozwolę sobie przytoczyć kilka fragmentów.
Na stronie 73 Autorka opisując różne możliwość wykorzystania różnych utworów muzycznych w rehabilitacji i terapii pisze: „‘łagodna’ muzyka (przy tym radosna) zmniejsza stany depresyjne”; „melodia o łagodnym, powolnym rytmie bez większych zmian w zakresie wysokości dźwięku czy struktury samego rytmu jest wielce pomocnicza w likwidowaniu stanów przewlekłej nerwicy (…)”. Takie uproszczenie nie może mieć miejsca w pracy, w której muzykoterapia jest punktem centralnym. Każdy muzykoterapeuta, który pracował z osobami będącymi w stanach depresyjnych wie, że radosna muzyka jest ostatnią, którą wykorzystuje się w takich sytuacjach, podobnie jak np. muzyka relaksacyjna w przypadku kontaktu z osobą silnie pobudzoną.
Kilka stron dalej czytelnik jest przekonywany, że „instrument wybrany przez dziecko jako pierwszy reprezentuje zwykle jego kontakt z rzeczywistością. (…) Można pokusić się o przypisanie rodzaju instrumentu różnym cechom osobowości pacjenta. Instrumenty ciche, delikatne (np. trójkąt) wybierają często osoby nieśmiałe, zahamowane psychoruchowe, instrumenty melodyczne (np. cymbałki) – osoby, które chcą jak najlepiej się zaprezentować, instrumenty neutralne (np. pudełka akustyczne) zaś osoby powściągliwe w zachowaniu, nie okazujące często swoich emocji” (s. 75). Osoba zasiadająca do pisania książki z muzykoterapii powinna wiedzieć, że wybór instrumentu, choć może mieć znaczenie diagnostyczne, absolutnie nie upoważnia nas do wypowiadania się na temat osobowości pacjenta. Może się przecież wydarzyć, że pacjent sięga po dany instrument z ciekawości, dlatego, że spodobał mu się jego kształt. Dziecko na co dzień nieśmiałe może pod wpływem silnych emocji sięgnąć po bębenek, tak jak osoba o osobowości choleryka może wybrać np. trójkąt. Dlatego wybór instrumentu może świadczyć przede wszystkim o stanie pobudzenia pacjenta w chwili wyboru instrumentu, nie zaś jego osobowości.
Na stronie79 znalazło się stwierdzenie, że „każdy etap MMRM obejmuje minimum kilka lub kilkadziesiąt ćwiczeń, których wykonanie gwarantuje realizację określonego celu”. Trudno jest mówić w terapii o gwarantowaniu czegokolwiek…
Nieco dalej Autorka twierdzi, że korzyści widoczne są „dwuczasowo”, zaś po trzykrotnym treningu następuje „utrwalenie sprawności psychofizycznej”, „podwyższenie poczucia wartości” itp. (s. 82).
Kolejna uwaga odnosi się do opisu oddziaływania muzyki na człowieka. Autorka pisze, że „dla uczestnika zajęć największą przydatność spełnia różnorodna muzyka relaksacyjna (…) Jest to muzyka bezpieczna, którą możemy stosować dla każdego, nawet w ciężkim stanie uczestnika zajęć.” (s. 92). Jako muzykoterapeuta od lat stosujący muzykę relaksacyjną w terapii muszę stwierdzić, że dla osób z problemami natury psychologicznej stan Alfa, bardzo często wywoływany właśnie przy muzyce relaksacyjnej, może powodować silne reakcje lękowe i fizyczne, związane z działaniem mechanizmów obronnych. Dlatego jej stosowanie w pracy z osobami po ciężkich, traumatycznych przeżyciach musi być niezwykle ostrożne i rozważne.
Przejdźmy teraz do części badawczej. Należy przyznać, że żadnych zastrzeżeń nie budzi napisany logicznie i przejrzyście rozdział 6 „Metodologiczne podstawy badań własnych”. Tutaj Autorka zaprezentowała cele badań, problemy i hipotezy etc. Natomiast już diametralnie inaczej wygląda sytuacja z opisem wyników badań, przedstawianych w sposób nieczytelny. Również ich interpretacja może momentami budzić zdziwienie czytelnika.
Analiza uzyskanych wyników jest tak nieprzejrzysta, że trudno odnaleźć poszukiwane informacje – zebrane wyniki autorka zamieściła w 85 małych tabelkach, ukazujących jednak jedynie ilość osób i procentowy rozkład odpowiedzi. Przy tym wiele z pytań, na których odpowiedzi znalazły się we wspomnianych tabelkach, wydaje się być nieistotna dla pracy. Bo cóż istotnego wnosi do badań informacja, że największa liczba dzieci w grupie eksperymentalnej (a było ich zaledwie 10%) wskazało, że ich ulubioną wokalistką jest Kate Rayan? (s. 153).
W rozdziale 8 („Omówienie wyników badań”) Autorka przedstawiła weryfikację postawionych hipotez. Pierwsza z nich zakładała, że grupy eksperymentalna i kontrolna są porównywalne, co jest podstawowym kryterium umożliwiającym rzetelne przeprowadzenie badań z wykorzystaniem grup porównawczych. Niestety już przy interpretacji pierwszej hipotezy, kiedy współczynnik poziomu istotności różnic wyniósł 0,088 pojawia się interpretacja, że jest on zbliżony do poziomu istotności statystycznej 0,05, co wskazuje – zdaniem Autorki – na istnienie trendu w kierunku różnicy pomiędzy grupami eksperymentalną i kontrolną w ogólnej częstości zachowań agresywnych (s. 173). Ta interpretacja przekreślałaby, a co najmniej stawiała pod znakiem zapytania możliwość porównywania obu grup. Celowo użyłem formy „przekreślałyby” ponieważ „konia z rzędem” temu, kto domyśli się czy prezentowane wyniki odnoszą się do różnic grupowych wychwyconych w badaniach przed czy po zakończeniu eksperymentu – nie ma na ten temat ani słowa. Zakładam jednak, że wyniki odnoszą się do badania przed rozpoczęciem działań terapeutycznych, gdyż w innym wypadku podawanie istotności różnic międzygrupowych po zakończeniu badań jako uzasadnienia skuteczności terapii, bez przedstawienia ich poziomu wyjściowego, nie miałoby sensu.
Podano, że zastosowanie MRM obniżyło częstość zachowań agresywnych w formie pośredniej. Poprawę w tym względzie zaobserwowano u 23,33 % (7 osób) w grupie eksperymentalnej, co byłoby dobrym wynikiem, gdyby nie fakt, że prawie identyczny spadek takich zachowań odnotowała także grupa kontrolna, która przecież nie uczestniczyła w zajęciach (spadek o 20% – 6 osób). Wynika z tego, że zajęcia miały prawie taką samą skuteczność w obniżaniu tego typu zachowań agresywnych, jak nie uczęszczanie na tę formę terapii… Autorka wydała się jednak nie zauważyć tego faktu i zbyła czytelnika stwierdzeniem, że przecież w porównaniu z grupą kontrolną w grupie eksperymentalnej u jednej osoby więcej nastąpił spadek częstości występowania tego typu zachowań (s. 125). Zabrakło jakiejkolwiek polemiki, choćby próby wyjaśnienia zaistniałej sytuacji.
Podobne niejasności pojawiają się w interpretacji innych wyników. Dla przykładu z opisu przypadku Krystiana (s. 155-156) wynika, że chłopiec od początku był ponury, zmienny i zahamowany, zaś po zajęciach, w których w większości nie brał aktywnego udziału, rzadko włączając się w ćwiczenia, nastąpiło wyciszenie chłopca.
Zamykając listę uwag pozwolę sobie zauważyć, że zastrzeżenia można mieć także do osób, które zajmowały się korektą tekstu. W książce jest dużo błędów w postaci zgubionych liter, czy przeinaczonych słów, czego efektem są dziwne “twory językowe”, jak np. „…kształcenie możliwości na barwę…” (s. 75).
Podsumowując muszę stwierdzić, że entuzjazm, który pojawił się przy zakupie tej książki został szybko ostudzony po tym jak zabrałem się do jej czytania. Po raz kolejny podkreślę, że publikując pracę naukową z zakresu muzykoterapii musimy być świadomi, że ciąży na nas wielka odpowiedzialność wynikająca z faktu, że poprzez nią kształtujemy świadomość czytelnika, wizję tego czym właściwie jest muzykoterapia. Każdy błąd, każda nieścisłość lub przekłamanie mogą być później cytowane, powielane przez mniej doświadczonych adeptów muzykoterapii. A wtedy każdy opublikowany nonsens staje się dla wielu prawdą, co już nie raz miało miejsce w naszym kraju.
Bibliografia:
Giocobbe & Graham (1978), The Responses of Aggressive Emotionally Disturb and Normal Boys to Selected Music Stimuli, Journal of Music Therapy, nr 3.
Steel e(1968), Programmed use of music to alter uncooperative problem behavior, Journal of Music Therapy, nr 4.
Thaut (1989), Music Therapy, Affect Modification, and Therapeutic Change. Music Therapy Perspectives, nr 7.
Duerksen (1967), Some similarities between music education and music therapy, Journal of Music Therapy, nr 3.
Giles, Cogan, Cox (1991), A Music and Art Program to Promote Emotional Health in Elementary School Children, Journal of Music Therapy, nr 3.
Steele, Vaughan, Dolan (1976), The School Support Program: Music Therapy for Adjustment Problems in Elementary Schools, Journal of Music Therapy, nr 2.
Kopacz M. (1997), Wpływ muzykoterapii na obniżenie poziomu agresji u dorastającej młodzieży, Psychoterapia nr 4.
Z żalem muszę w pełni zgodzić się z Krzysztofem Stachyrą. Dla mnie, jako muzykoterapeuty pracującego z dziećmi i młodzieżą agresywną, rozczarowanie lekturą było szczególne – tak wiele sobie po niej obiecywałam! Wystarczyłby przecież adekwatny tytuł, by uniknąć przykrych nieporozumień…
A ja chciałam napisać, że własnie ta recenzja pokazuje jak bardzo recenzji wnikliwych potrzebujemy. Niestety niezbyt często się zdarzają… Ludzie piszą książki a nawet robią doktoraty i wydaje się, że są specjalistami w jakiejś dziedzinie, a tu wychodzi, że pojęcia nie mają o czym piszą.
Widać rówież co to znaczy doktorat… kim byli recenzenci, że nikt nie zauważył braków? Ten problem pojawia się w wielu publikacjach, gdzie recenzetami są osoby o zuełnie innej specjalizacji. Jeśli zdarza się w kwestii doktoratów róznież to już zupełna porażka polskiego systemu szkolnicta wyższego.
Powodzenia życze w walce o lepszą jakośc polskiej arteterapii!
Dziękuję za tę recenzję.Jest ona bowiem nacechowana konstruktywną krytyką, a nie krytykanctwem. Możliwe ,że jestem w błędzie,ale podejmowanie tak trudnego tematu jak muzykoterapia, wymaga od autora jednak głębokiej wiedzy muzycznej jako takiej. Szafowanie ogólnikami na nic się tu nie zda. Pozwolę sobie jeszcze zwrócić uwagę na pewien częsty błąd,niezbicie świadczący o pewnym braku wiedzy muzycznej, nazwa instrumentu ” cymbałki ” – niewątpliwie chodzi tu o dzwonki, bo tak prawidłowo nazywa się ten instrument. Cymbałki, a raczej cymbały to instrument strunowy, grał na nim Jankiel w “Panu Tadeuszu”. Szkoda, ze ta pozycja nie wzbogaci mojej biblioteki. Pozdrawiam Agnieszka Battelli
Cieszę się że autor recenzji dokonał tak rzetelnej analizy. To prawda, że pisząc tak poważną książkę o muzykoterapii, która mogłaby stać się sztandarową pozycją na ten temat, trzeba unikać wypowiedzi opartych głównie na własnych lub powszechnych przekonaniach. Wspierając proces leczenia bez stosownych podpierania się stosownymi badaniami, należy unikać twierdzenia czegokolwiek.
Pozdrawiam, Piotr Trzaskowski